poniedziałek, 13 czerwca 2011

Rozdział 14 ○

***
Stałam przed salą, nie wiedząc co zrobić.
Bałam się tam wejść i jak turbo-dymo-men zrobić rozróbę, bo sms-y w 36i6 nigdy się nie kończą .
Wzięłam głęboki oddech, lecz zanim zdążyłam się ruszyć Charles otworzył drzwi.
Zawołał Jackoba. Powiedział mi, żebym weszła i pomogła Megan.
Tak też zrobiłam.
Jackob i Charles wyszli.
Nie było ich jakieś 20 minut. 
Nie wiedziałam co się tam dzieje.
Megan też nie była wtajemniczona, a jej mina była straszna.
Starałam się zachować spokój, ale panika mnie przerosła...
Wrócili.
Jackob z miną niewinnej myszki podszedł do Megan.
- Przepraszam. Za wszystko. Zawiodłem Cię... Jestem idiotą.
- Ale, ej, o co chodzi ? - Megan popatrzyła na nas wszystkich po kolei.
Do sali wpadła pani Ryan.
Jak jakiś magiczny ninja weszła niezauważona do sali.
- Co tu się dzieje ? To jakieś zgromadzenie ludowe ? Czy może przyszliście uczyć się matematyki ?
- My z Charlesem przyszliśmy tylko przynieść Megan yyy, telefon. Mama się o nią martwiła. - powiedziałam.
- Uhm.
- My właśnie wychodziliśmy. - Charles uśmiechnął się do pani i dał mi znak, że wychodzimy.
Wyszliśmy ze szkoły. Zmęczył mnie ten spacerek.
- Może pójdziemy gdzieś ?
- Jest trochę późno.
- Odprowadzę Cię przecież. Nie ma innej opcji.
- Tylko gdzie pójdziemy ?
- Jest zimno, więc proponuję cukiernie "Candy". Pójdziemy tam i napijemy się gorącej czekolady. Co Ty na to ?
- Nie brałam kasy.
- Ty sobie żartujesz ? Ja płacę za wszystko.
- Ok.

Charles chwycił mnie za ramię i szliśmy. Ledwo co, ale dotargaliśmy się do " Candy ".
Śliczny lokal w szarobłękitnych barwach.
Usiedliśmy przy oknie. Wręczono nam menu.
Przepyszne, różnorodne desery, ciekawe kompozycje, wiele smaków.
Wybrałam czekoladę z lodami waniliowymi i brzoskwiniami.
Charles wybrał to samo.
Chwilę później dostaliśmy desery.
Wyglądało to przepysznie.
- Co powiedziałeś Jackobowi ?
- Nie ważne. Niech to pozostanie tajemnicą.
- Szybko rozwiązałeś tę sprawę.
- Wiem, chciałem to załatwić porządnie.
- Dziękuję za to, że mi pomogłeś.
- Nie ma za co. Dla Ciebie wszystko.
Uśmiechnął się do mnie.
Chwilę rozmawialiśmy.
Odprowadził mnie do domu.
Megan przyszła chwilę później. Pogadałyśmy z mamą. Poszła do pokoju do Daniela. My z Megan zostałyśmy i rozmawiałyśmy.
- Wiem już o co chodziło Jackobowi...
- Tak, ja też wiem.
- Byłam głupia ....
- Nie, byłaś po prostu zakochana, pewnie dalej jesteś.
- Tak ... Ale co z tego skoro On woli inną ?
- Nie zasługiwał na Ciebie ...
- mhm...
- Oj nie załamuj się .
- Postaram się. Dziękuję, że jesteś Sally.
Przytuliłam Megan i uśmiechnęłam się ciepło.
- Nie ma za co .

Poszłyśmy do swoich pokoi. Byłam zmęczona. Poszłam się wykąpać, przypadkowo pomoczyłam gips, zjadłam płatki z mlekiem i wróciłam do pokoju.
Odłożyłam kule obok łóżka i poszłam spać.

Z samego rana obudził mnie chaos na dole.

***

sobota, 11 czerwca 2011

Rozdział 13 ♥

***

Chwyciłam Jego rękę. 
To błyszczące spojrzenie dosłownie mnie sparaliżowało.
To było kilka sekund, a trwało jakby wieczność.
Chciałam coś powiedzieć, ale nie byłam w stanie.
Drugą ręką, nawet nie patrząc, zamknęłam netbooka i zrzuciłam go z moich kolan.
Uśmiechnął się . Puściłam jego dłoń.

- Wiesz, chyba muszę już iść.
- Szkoda.
Uśmiechnęłam się, zawiedziona.

Chciałam wstać, ale Charles natychmiast kazał mi usiąść i odpoczywać.
Uśmiechnął się jedynie i zamknął drzwi od pokoju.

Położyłam się.
Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie przed chwilą się stało.
To było coś, czego nie zapomnę.
Leżałam, patrząc na biały sufit.
Wyobraziłam sobie niebo.
Błękitne niebo, po którym delikatnie, jak nad morzem fale, chmury falują.
To od razu skojarzyło mi się z Charlesem.
Ale teraz mieliśmy inny problem.
A raczej kilka problemów.
Cody, Cassie, Jackob...

Musiałam wymyślić jakiś plan.
Podczas tych rozmyślań wpadłam na kwestię mamy i Daniela.
To aż dziwne, że Oni się w ogóle nie kłócą. Są cały czas szczęśliwi.
Pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu nienawidziłam Daniela.
A teraz ? Dla mnie jest super.
Wszyscy razem tworzymy wspaniałą rodzinę, ojciec nie przyjeżdża już do domu.
Jest cudownie.
Noga już w ogóle mnie nie bolała.

Megan jeszcze nie wróciła do domu.
Postanowiłam, że do niej zadzwonię.
Tak też zrobiłam, wybrałam jej numer i czekałam, ale Ona nie odbierała.
Zaniepokoiło mnie to.
Mama przyniosła mi obiad do pokoju.

- Dziękuję mamo.
- Nie ma za co, Skarbie.
- Jest za co. Tyle dla mnie już zrobiłaś.
- Od czego jest mama ?
Zaśmiałyśmy się.
- Opowiadaj o tym swoim koledze. Jak On się nazywa ?
- Charles. Co tu opowiadać. Przyjaźnimy się.
- Uhhm.
- Mamo ! Nie myśl sobie, że ...
- Nawet przez chwilę o tym nie pomyślałam. Daniel zaraz wróci. Podobno za 10 dni mają Ci ściągnąć gips.
- Jupiii! - podskoczyłam z radości na łóżku.
- Smacznego. Zaraz do Ciebie przyjdę. Mam kule.
- Ale mamoo !
- Nie ma żadnego ale. To ułatwi Ci chodzenie.
- Już wolałabym odrzutowy plecak, żebym mogła latać. Albo, wiem, nauczę się lewitować.
- Bardzo śmieszne... Nie masz innego wyjścia, Słonko.
- Uhm, jakoś się z tym pogodzę. Mamo, a co z Megan ?
- Została dłużej w szkole, pomaga przygotowywać projekt matematyczny.
- Ma - te - ma - ty .... COOO ?
- Nie wiem co Cię tak zdziwiło, Sally.
- Niee, nic. Dobra, już jem.
Mama wyszła z pokoju. Moja pierwsza myśl ;
"JACKOB robi ten sam PROJEKT"
Jackob - Projekt
Projekt - Jackob
Projekt - Megan
Jackob - Megan
=
NIE !

Tak nie może być.
Wsunęłam pierogi z truskawkami jak odkurzacz. Mama wzięła talerz i przyniosła " coś co będzie moją pomocą w chodzeniu ". Natychmiast zeszłam na dół.
Że też byłam tak uparta i wcześniej nie wzięłam tych " podpieradeł ". To znacznie ułatwiło mi przemieszczanie się.
Poprosiłam mamę, żeby wyciągnęła mi inne ciuchy, bo chcę wyjść. W tym samym czasie zadzwoniłam do Charlesa, żeby po mnie przyszedł. Wyjaśniłam mu o co chodzi. Mama zniosła ciuchy i pomogła mi się przebrać. Robiło się zimno. Wyciągnęłam z szafy w przedpokoju wiatrówkę i przy pomocy dwóch metalowych podpórek wyszłam z domu. Charles już czekał. Mieszka niedaleko, więc wyszedł szybko. 
- Jeżeli będzie Ci ciężko, mów, pomogę.
- Charles, chyba nie będziesz mnie nosił ? Dam sobie radę.
- Gdyby trzeba było, zaniósłbym Cię nawet na koniec świata.
Uśmiechnęłam się do niego.
Do szkoły trzeba było iść pod górkę, jakoś się tam dostałam.
Szukaliśmy sali, co nie było łatwe. Nasza szkoła była ogromna; podstawówka, gimnazjum, liceum, setki sal...
Korytarzem szła pani Ryan, matematyczka. Spytałam gdzie robią projekt. Wskazała nam salę.
- Bogu dzięki, w tej szkole jest winda !
- Jakby jej tu nie było to bym Cię zaniósł.
- Nie sądzę, za ciężka jestem. Nie uniesiesz mnie. A jeszcze ten gips, też waży.
- A chcesz się przekonać ?

Charles wziął kule, odłożył na bok, podniósł mnie i zakręcił.
Postawił mnie na ziemi i dał " to metalowe coś "
- Nadal jesteś taka przekonana, że Cię nie uniosę ?
- Ale ja jestem ciężka.
- Przestań boo...
- Bo co ?
- Bo pożałujesz.
- Hmm, ciekawi mnie co byś mi mógł zrobić.
- Przytulić Cię tak mocno, że byś się udusiła.
- Hmm, kuszące. Wiesz, taka kara mi się podoba.
Charles podszedł do mnie i przytulił mnie.
To też była chwila, ale to trwało wieczność, po raz kolejny.

Po tym wszystkim podeszliśmy do windy i wyjechaliśmy na drugie piętro.
Sala matematyczna znajdowała się naprzeciwko windy.
Stanęliśmy przed drzwiami ...

***

Rozdział 12 ♥

***
Słysząc, że mama rozmawia z Charlesem wzięłam szczotkę ze stolika przy łóżku, szybko uczesałam włosy.
- Jezu, jak ja wyglądam ?!
Wiedziałam, że już nie zdążę podejść do szafy.
Usiadłam na łóżku.
Ta cała chwila tak się dłużyła. Słyszałam tylko rytm mojego serca, które waliło jak oszalałe i kroki. Wchodził już po schodach. Był coraz bliżej. Czułam się trochę niepewnie. Mama otworzyła drzwi.
- Wejdź. Tylko nie zmajstrujcie tu niczego.
Popatrzyłam na Charlesa i oboje zaśmialiśmy się. Mama już poszła. Widoczne było jego zdenerwowanie, więc zastanawiałam się jaką ja muszę mieć minę. Uśmiechnęłam się.
- No więc, hej. - powiedział ciepło.
- Cześć. Ja chciałam Cię przeprosić... Bo wiesz, Cody ...
- Ej, nie mówmy o nim. Już wiem wszystko. Megan mi powiedziała.
Wiem, że to On się do Ciebie przystawiał. I w ogóle nie powinienem był się obrażać. W końcu nie jesteś moją własnością i masz prawo robić co tylko chcesz. To ja przepraszam. - przerwał mi.
- Ale... ja może i bym chciała... Eh. nieważne. Jak tam w szkole ?
- Nieźle. Ale bez Ciebie to nie to samo. Nie mam z kim kopać piłki na wfie.
Uśmiechnęłam się.
- No wiesz, chyba nieprędko będziemy mogli sobie kopać piłkę ... - wskazałam na gips.
- Zdaję sobie z tego sprawę i dobija mnie to. Bo wiesz, sądzę, że pośród naszych dwóch klas jesteś jedyną osobą, potrafiącą trafić w piłkę.
- Haha, proszę Cię ...
Przez chwilę była cisza. Ale przerwałam ją.
- Wiesz, że za kilka dni ma być pełnia ?
- Wiem. Tylko z kim ją będę oglądał ?
- Mam pomysł. Jeżeli tylko Ci odpowiada moje towarzystwo to się dołączę.
Megan i Jackob na pewno zgodzą się przyjść.
- Częściowo dobry pomysł, Sally, ale chyba nie wiesz o jednej rzeczy...
- Może mnie oświecisz ?
- Jacob chyba zaczął interesować się Cassie.
- Chyba żartujesz .
- Nie. Przykro mi. Chciałem, żebyś wiedziała.
- Dziękuję, że mi powiedziałeś. Ale teraz musimy jeszcze przekazać to Megan. Przecież tak nie może być. Może nie są razem, ale to wygląda tak, jakby On się Nią bawił, nie sądzisz ?
- Czytasz w moich myślach.
Uśmiechnęłam się.
- Za dwa tygodnie zdejmują mi gips. Musimy się wziąć za Jackoba. Będzie miał nauczkę.
- Jestem za.
- Możemy sprawdzić, czy jest dostępny na Facebooku. Mógłbyś podać mi tego białego laptopa ? 
- Jasne.
Charles wstał i wziął laptopa z biurka. Usiadł koło mnie na łóżku. Oparliśmy się o ścianę.
- Masz ładny pokój.
- Dziękuję. Kiedyś będę musiała zobaczyć Twój.
Popatrzyłam na niego. Był taki, niesamowity ... Te ciemnobrązowe oczy i ich blask, ciepły uśmiech, koszulka w paski i szara bluza. To chyba najlepszy chłopak jakiego kiedykolwiek poznałam.
Zalogowałam się na Facebooku. Bingo ! Mamy go.
Napisałam do Jackoba ;
" - Hej. Musimy porozmawiać.
- Cześć, a o czym ?
- O Megan.
- Hm...
- Masz może coś do powiedzenia ?
- Słuchaj, wolę Cassie, wystarczy ? "

- Kto by pomyślał, że Jackob jest taki bezpośredni, hmm. - odparłam
- Taa, coś mu się z głową chyba stało.
- Wiesz, nie mam sił żeby z nim rozmawiać, bo się jeszcze zdenerwuję i zepsuję drugiego netbooka.
- A jakiegoś zepsułaś ?
- Tak, poprzez wiadomość od Codyego jeden z moich laptopów wylądował na ścianie. - uśmiechnęłam się.
Charles zrobił dziwną minę i się zaśmiał.
- Hmm. Ciekawe. Musiał Cię zdenerwować...
- Charles ! Ja Go nienawidzę ! Rozumiesz ! Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
- Już dobrze. Nie będę o nim mówił. 
Spuściłam głowę w dół. Włosy opadły mi na twarz. Czułam, że patrzy na mnie. Odgarnął moje włosy. Popatrzyłam się na niego i ...

***

piątek, 10 czerwca 2011

Rozdział 11 ♥

***
O tak !
Moja reakcja była nie do opisania !
Ze szczęścia tarzałam się po ziemi. Aż noga, którą miałam w gipsie, mnie zabolała. W końcu walnęłam się w głowę i powiedziałam sama do siebie ;
Sally, Ty idiotko, ooogarnij się!

Charles powiedział, że od razu po szkole do mnie przyjdzie.
O takk !!
Ledwie doczołgałam się do drzwi, ktoś je otworzył.
To mama. Kiedy zobaczyła mnie na podłodze jej mina była bezcenna. Zaczęłam się śmiać. Mama powiedziała;
- Dziewczyno, co Ty robisz ? Wracaj do łóżka natychmiast !
- Ale mamo, ja nie dam rady leżeć w łóżku cały czas, idę do łazienki.
- Dziś wypożyczymy kule.
- O niee ! Dam sobie radę bez tego !
Czołgałam się po schodach do łazienki z ubraniami w rękach.
Ledwo co udało mi się wejść do wanny. Umyłam się prędko, ubrałam i znów, czołgając się weszłam do salonu. Wpełzłam na sofę. Mama przyniosła mi śniadanie. Megan zbiegła na dół z plecakiem, poszła do łazienki.
Chwilę później w biegu powiedziała mi ; hej i wybiegła do szkoły.
Mama powiedziała, że ze mną zostanie, Daniel pojechał do pracy.

Porozmawiałam z mamą i powiedziałam jej, że odwiedzi mnie kolega.
Weszłam do góry po schodach, co zajęło mi jakieś 15 minut. Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Włączyłam netbooka, wiadomość od wielkiej gwiazdy, Codyego ...
Ehh, miałam ochotę rzucić tym nędznym netbookiem. Tak też zrobiłam. Przepraszał mnie ... Zrobiło mi się znów niedobrze ...

Z netbooka nic nie zostało. Powiedziałam mamie, że spadł.
Mama zadzwoniła do Daniela i rozmawiała z nim przynajmniej godzinę.
Ja zasnęłam. Obudziłam się około piętnastej.
Na stoliku obok mojego łóżka leżało cudne, prostokątne, białe pudełko z kokardką.
Otworzyłam je. Był tam nowiutki netbook Apple.
Zawołałam mamę i spytałam od kogo to.
Okazało się, że to prezent od Daniela.
Podziękowałam jej i kazałam uściskać Daniela za prezent.

Usłyszałam dzwonek do drzwi.

- Kolega do Ciebie, Sally. Wejdź chłopcze...

***

Rozdział 10 ♫

***
Schodziłam po schodach, gdy nagle ktoś na mnie wpadł.
Nie zauważyłam nawet kto to.
Upadłam i straciłam przytomność. 
Nie miałam pojęcia co się stało.
Obudziłam się w szpitalu.
Obok mnie siedział Cody. Popatrzył na mnie;

- Boże, Ty żyjesz, jak to dobrze.
- No Bogiem to ja raczej nie jestem - odpowiedziałam ironicznie.
- Ohh, liczy się fakt, że nic takiego Ci nie jest. Jesteś tylko poobijana.

Spojrzałam na gips na mojej nodze, tak, oczywiście jestem tylko trochę poobijana...

- Co tak w ogóle się stało ? Bo sama nie wiem.
- Schodziłaś po schodach, ymmm, ja pobiegłem i Cię wywróciłem, Ty straciłaś przytomność no i wezwaliśmy karetkę.
- To Ty ! Cholera, wiedziałam. Nie wytrzymam już, Cody... Nienawi...
- Ciii - przerwał mi Cody, zakrywając usta - ja Cię po prostu kocham...

Popatrzyłam na niego zdziwionym wzrokiem, zdjęłam jego dłoń z moich ust.

- Żartujesz sobie ? I co, myślałeś, że ozdrowieję, wstanę, rzucę Ci się na szyję i powiem; o taak, ja Cię też kocham, bądźmy razem... Niee. Myliłeś się. Zniszczyłeś to co najlepsze ... Rozumiesz ?
Ja kocham Charlesa. Nie wierzę Ci w ani jedno słowo. Zostaw mnie, wyjdź stąd i zapomnij... Nie chcę Cię znać. - odpowiedziałam ze zdenerwowaniem.
Wtem na moją salę weszła znajoma postać, Megan. Widać było łzy, spływające po jej policzkach.
Cody wyszedł, a Ona podbiegła do mnie i przytuliła.
- Myślałam, że stało Ci się coś poważnego. Nawet nie wiesz jak się bałam. Uważaj bardziej na siebie.
- To Cody mnie potrącił.
- Wiedziałam, że jest idiotą, ale żeby aż tak. Aaa, chyba wiem o co chodzi...
Bo On gadał z Charlesem. iii....

- I co ? - spytałam z zaciekawieniem.
- Bo wiesz, Cody powiedział coś Charlesowi, a On się wyraźnie wkurzył. Cody uciekł i...
- Ale o czym rozmawiali ? - spytałam zdenerwowana.
- Chyba o Tobie, nie wiem.
- Ehh... - opadłam bezczynnie na łóżko szpitalne. - kiedy stąd wyjdę?
- Prawdopodobnie dziś. I dostaniesz odszkodowanie. Ale powiedz mi coś. Czy czułaś coś do Codyego ?
- Meg, to przecież gwiazdor ... Owszem przez jakiś czas tak, ale teraz On nie ma dla mnie znaczenia. Nienawidzę go... Zepsuł wszystko co było między mną, a Charlesem ...
- Charles nie wie, że jesteś w szpitalu, powiedzieć mu ?
- Nie. Lepiej, żeby nie wiedział. Po co ma wiedzieć ? I tak wszystko stracone.
- Heej, nie mów tak. Ja wiem, że On tak łatwo nie odpuści. - Meg uśmiechnęła się i dodała mi tym otuchy.
Mama wparowała do sali. Opowiedziałam jej co się stało.
Pogładziła mnie po głowie i powiedziała, że możemy wracać do domu, ale będę musiała uważać i leżeć.
Zgodziłam się. Mama i Megan pomogły mi się zebrać, załatwiły dokumenty, poszłyśmy i zjechałyśmy windą na parking szpitalny. Daniel czekał w samochodzie. Wsiadłyśmy do środka i wyruszyliśmy w drogę ku domowi. 
Mamusia opowiedziała Danielowi całą historię podczas powrotu. Wszyscy stwierdzili, że nieumyślność Codyego nie zna granic.
Daniel zaniósł mnie do pokoju. Przebrałam się i włączyłam laptopa. Czekała mnie wiadomość, której bałam się odczytać. To była wiadomość od Charlesa.

" Wiesz, bardzo długo zastanawiałem się , czy napisać, czy też nie. Sądzę, że i tak tego nie odczytasz, bo wolisz tego "słodkiego blondasia", ale to co mam Ci do przekazania to moje myśli i uczucia "

Po tym wstępie zrobiło mi się niedobrze. Miejsce na głowie, w którym miałam bliskie spotkanie ze schodami, zaczęło mnie boleć. Czytałam dalej ;

" Ciężko mi o tym mówić, ale mam już dość. Mam dość tego, że On tak łatwo Cię zdobywa, a ja staram się i nic z tego. Nie widzisz tego, że ja ... że Cię po prostu ...bardzo lubię ? Proszę, napisz cokolwiek. Nawet nie wiem co się z Tobą dzieje ... Chciałbym Cię zobaczyć ... "

Odpisałam mu jak najszybciej mogłam. W pewnym momencie zasnęłam, nawet nie wiedząc o tym.

***

Obudziłam się rano i odczytałam ostatnią wiadomość Charlesa, która bardzo mnie zaciekawiła ...


poniedziałek, 7 marca 2011

9 rozdział ♫

***
Było już dosyć późno.
Chciałam pomóc mamie i innym w sprzątaniu, ale moja rodzicielka stanowczo odmówiła i powiedziała, żebyśmy wróciły z Megan do domu.
Dochodziła godzina 22. Wyszliśmy z pizzerii w składzie ; ja, Megan, Jackob i Charles.
W pewnym momencie usłyszałam znajomy głos - Cody.
Co on tam robił ? Nie mam pojęcia.
- A Ty, panie gwiazda nie w swojej limuzynie z rozpieszczonymi, różowymi dziewczynami ? - powiedziałam z ironicznym tonem.
- Panno Sally, muszę panią zmartwić, ale nie. Nie znam owych dziewcząt.
- Nie próbuj być inteligentny, bo Tobie to nigdy nie wyjdzie - odparł Charles, po czym chwycił mnie za rękę.
Spojrzałam prosto w jego ciemnobrązowe oczy. Było widać, że jest trochę zestresowany i niepewny, lecz uścisnęłam jego dłoń, co dodało mu otuchy.
Cody oczywiście myślał, że jeśli jest gwiazdą to może wszystko ...
Doszliśmy już pod dom. Siedliśmy na ławeczkach na alejce. Cody dosiadł się do nas.
Zajął miejsce obok mnie, co było irytujące.
Odsunęłam się od niego i powiedziałam, że chyba muszę już iść. Charles pożegnał się ze mną i poszedł do domu. Jackob pożegnał się z Megan i również zmierzył ku ulicy obok. Natomiast Megan i ja zostałyśmy na zewnątrz. Myślałyśmy, że Cody również sobie poszedł, lecz myliłyśmy się. Zaczął wygadywać jakieś bzdury o Charlesie, że On wcale mnie nie lubi, że pragnie się tylko dobrze zabawić. Nie chciałam w to wierzyć. Razem z Megan ruszyłyśmy w stronę domu, lecz Cody chwycił moją rękę i mocno przyciągnął mnie do siebie. Zniesmaczona tą sytuacją cofnęłam się, ale On dalej miał władzę nad moją ręką.
- Pamiętaj, że ja też jestem. - powiedział. 
Nie mam pojęcia co to miało znaczyć.
- Nie masz u mnie szans, Cody. - odparłam i wyrwałam rękę spod jego kontroli. Weszłam do domu.

***

Po umyciu się i przebraniu w piżamę wbiegłam po schodach na górę do swojego pokoju.
Zasunęłam zasłony i usiadłam na fotelu przy oknie. Podniosłam firankę i zasłonę. Popatrzyłam w niebo i przypomniało mi się to dziwne marzenie ...
Za każdym razem , kiedy spotykaliśmy się z Charlesem jego fascynacją było niebo i gwiazdy...
Opuściłam firankę i zasłonę po czym wstałam i wzięłam netbooka do mojego łóżka.
Usiadłam sobie wygodnie i włączyłam tą mini maszynę.
Uruchomiłam messenegera i zaczęłam pisać z Charlesem. Graliśmy w prawdę i tylko prawdę.
To było fascynujące. Tyle się o sobie dowiedzieliśmy.
Czułam z nim więź.
Pożegnaliśmy się i poszłam spać.

***

Kolejne dni zapowiadały się być zwyczajne i monotonne.
Postanowiłam oddać się szkole i nie myśleć o tym, co się stało.

***
Kilka tygodni później ...

Charles widział mnie i Codyego... Obraził się chyba. Musiałam dokonać wyboru. Charles czy Cody ? Przez te kilka tygodni dowiedziałam się kilku rzeczy, które mną wstrząsnęły. Wychodziliśmy razem na dwór, ale kiedy dostawałam różne informacje zaprzestaliśmy ... To, co było piękne się skończyło... Żałowałam tego.
Zaplanowałam, że jutrzejszego dnia zakończę wszystko z Codym.
To przecież nie miało sensu ...

***

Rano, kiedy byłam już w szkole Codyego nie było. Nie mogłam go wyszukać wzrokiem.
Czyżby moje plany miały iść na marne ?
Nienawidziłam tego chłopaka. Może czasem był co do mnie w porządku, ale rzadko to się zdarzało. Często doprowadzał do dwuznacznych sytuacji, które Charles brał na poważnie.

Schodziłam po schodach, kiedy nagle ...

***

sobota, 12 lutego 2011

8 rozdział ♪

***
Wskazówki zegarka przesuwały się jak szalone.
Nie wiedziałam kompletnie co mam ze sobą zrobić.
Nie mogłam się doczekać, aż spotkanie się rozpocznie.
Megan oczywiście biegała do szafy i wyrzucała z niej wszystkie ciuchy by wyglądać dobrze.
Ja się o to nie martwiłam, nie interesowało mnie zdanie innych.
Włączyłam komputer.
Uruchomiłam iTunes i włączyłam swoją ulubioną listę.
Zaczęłam śpiewać. Beztrosko biegałam po pokoju z dezodorantem, który miał służyć jako mikrofon i skakałam po łóżku jak szalona.
W pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęłam.
Weszła Megan z miną jakby zauważyła, co najmniej, dinozaura.
- Przygrzało Ci ? - powiedziała
- O co Ci chodzi ? 
- Ty masz taki głos i nie chcesz z tym nic zrobić ?
- Taki głos tzn ? Wiem, mam totalną chrypkę. Masz rację trzeba na to coś poradzić. - zeskoczyłam z łóżka i wyciągnęłam z szafki tabletki na chrypkę i ból gardła.
- Nie o to chodzi. Masz świetny głos!
- Nie prawda, fałszuję okropnie.
- Nie kłóć się, bo Ci przywalę. 
Zaśmiałyśmy się. Meg została w pokoju. Na youtube znalazłyśmy kilkanaście piosenek, które idealnie pasowały do naszych głosów. Znalazłyśmy wersje instrumentalne i zaczęłyśmy swój "koncert".
Minęło trochę czasu. Była godzina 16:43. Spojrzałam przez okno, Meg dalej śpiewała.


- O fuck ! - krzyknęłam głośno.
- Co jest ? - Megan przerwała śpiewanie.
- Spójrz ... - wskazałam jej okno.
- Aaaaaaaa! To Jackob i Charles!
- Co oni tu robią ?
- Nie mam zielonego pojęcia, Sally. Ale uważam, że szybko powinnyśmy zakończyć nasze popisy.

Ogólnie, sama uważałam, że Megan ma dużo lepszy głos ode mnie, ale ona upierała się przy opcji, iż to nie jest prawdą. Zawsze była dla mnie miła, więc wzięłam to jako udawane słowa. Muszę przyznać, że Charles straaasznie mi się podobał. Jackob kiedyś też, ale od kiedy ujrzałam Charlesa nie mogłam oderwać od niego wzroku. Był przystojny, zabawny i miły. Nie wiem jaki był jego stosunek do mnie. Jackoba za to brałam jako przyjaciela. Był miły, okazywał zrozumienie. Wyglądem też niczego sobie, ale wiedziałam, że Megan jest w nim zakochana, więc odpuściłam. Był jeszcze Cody... Ale to gwiazda, ledwo go znam. Charlesa niby też znam krótko, ale wiem, że z nim mogę o wszystkim porozmawiać. Dobra koniec tych myśli.

Otrząsnęłam się.
Wyciągnęłam z szafki ciemnoniebieskie jeansy, białą koszulkę i lazurową bluzę Adidas Firebird. Przebrałam się i czekałam na Megan. Zeszłyśmy na dół. Było pięć minut po siedemnastej.
Jackob i Charles wciąż stali w pobliżu domu, na ławeczce. Była tam taka alejka, z dwoma huśtawkami zbudowanymi przez mojego tatę i postawionymi ławkami, widoczna z okna mojego pokoju.

Wybiegłam z domu. Meg poszła powiedzieć, że już wychodzimy. Mama dała znać, że będzie w pizzerii o równej osiemnastej.
Od razu zmierzyłam na jedną z huśtawek. Chłopcy mnie nie zauważyli.
Wystraszyłam ich.
Zaczęłam się huśtać i nie patrzyłam za siebie. Ktoś zaczął mnie huśtać strasznie wysoko. Z przerażenia piszczałam. Odwróciłam się. To był Charles. 
- Nie ujdzie Ci to płazem - krzyknęłam, z udawanym poważnym tonem, po czym się zaśmiałam.
- Hmm, a co Ty mi zrobisz ?
- Zobaczysz.
- Już nie mogę się doczekać. - zaśmiał się i przestał mnie huśtać.
Wybiegła Megan. Charles usiadł na huśtawce obok mnie. Meg zaś zajęła miejsce na ławce obok Jackoba.
Razem z Charlesem robiliśmy śmieszne miny i śmialiśmy się z siebie. W pewnym momencie popatrzyłam w stronę Meg i Jacka. Przytuleni do siebie patrzyli się w niebo. Nie wiem dlaczego ale po głowie zaczęły mi chodzić myśli, czy marzenia, że Charles i ja jesteśmy na ich miejscu. Zwróciłam wzrok na niego. Uśmiechnął się. Popatrzyłam na mojego Jelly Watch-a i powiedziałam, że jest już 17:30 i powinniśmy się zbierać.

Szliśmy dosyć szybko. 
Byliśmy już pod pizzerią o 17:47. Czekaliśmy na więcej osób. Weszliśmy do środka. 
O równej 18 byli już prawie wszyscy. Oczywiście zabrakło jednej osoby, co mnie nie zdziwiło. Cody.
Zauważyłam nietypowe kurtyny, których wcześniej tu nie było.
W pewnym momencie zgasły światła. Tylko jeden pojedynczy snop wpadł w stronę kurtyn. Odsłoniły się i wybuchnął brokat. Wszystkim się to strasznie spodobało. Wybuchnęło jasne światło na scenie i Cody z gitarą  i swoim bandem wyszedł na środek. Zaczął śpiewać piosenkę Biebera. Myślałam, że się porzygam jak zapowiedział tytuł, ale, o dziwo, jego cover to była czysta fantazja. Zupełnie inaczej niż Bieber. Choć według mnie i tak Cody był jeszcze bardziej żałosny. Zakończył popis. Wszyscy bili mu brawo.
Następna na scenę wyszła Cassie, która nie popisała się swoimi talentami wokalnymi. Wszyscy po jej występie popatrzyli błagalnie na mnie. Jackob i Charles niemal wepchnęli mnie na scenę. Podeszłam najpierw do "bandu" Codyego i wyszeptałam im co mają zagrać.
Pierwsze takty były zainspirowane klimatem r'n'b.
Zaczęłam powoli podchodzić do statywu z mikrofonem.

- Proszę wszystkich, aby bawili się razem ze mną, bo chyba umrę ze stresu, śpiewajcie razem ze mną.
Znany początek. 
Wszyscy wstali, jak na koncercie i podeszli pod scenę.
" A year without rain ". Przez te trzy minuty i pięćdziesiąt cztery sekundy poczułam się jak gwiazda.
Gdy zakończyłam mój popis wszyscy nagrodzili mnie brawami. Kiedy zeszłam ze sceny Charles powiedział, że zaśpiewałam lepiej niż Selena Gomez, czyli moja idolka.
Później już wszyscy śpiewali. Było cudownie.
Impreza trwała...

***

wtorek, 8 lutego 2011

7 rozdział ♪

***
Chłopak o dosyć długich blond włosach, mojego wzrostu.
Miał błękitne oczy.
Zupełnie różnił się od Charlesa, który, mimo,że tego nie okazywałam, podobał mi się.
Wysiadł z samochodu bardzo efektownie.
Miał na sobie kremowy garnitur.
Uśmiechnął się.
Patrzyłam na niego jak na jakiś piękny obraz namalowany przez początkującego artystę.
Następnie zwróciłam wzrok na Charlesa, który przyglądał mi się bardzo dziwnie.
- Wiesz może kto to ? - spytał.
- Wydaje mi się, że to Cody Simpson.
- Zapewne się nie mylisz. - powiedział z lekkim zawiedzeniem w głosie.
- Chciałam Ci uświadomić, że nie przypadł mi do gustu.
Uśmiechnęłam się, chwyciłam go za rękę i pociągnęłam za sobą.
Weszliśmy do szkoły i rozdzieliliśmy się, gdyż on był w innej klasie.
Staliśmy pod salą.
Kilka osób podeszło i mi się przedstawiło;
Caren, Laura, Michael, Lucas i Taylor.
Weszła nasza wychowawczyni, a my podążyliśmy za nią.
Zajęliśmy miejsca.
Oczywiście ja z Megan usiadłyśmy razem, a za nami Cassie z Maddlen.
Przed nami usiadła Caren z Laurą.
Pani kazała się każdemu przedstawić i opowiedzieć o zainteresowaniach.
Wychowawczyni sprawdziła obecność.
Brakowało jednej osoby.
W tym momencie do klasy wbiegł blondyn w kremowym garniturze.
Zrobiłam zapewne bardzo dziwną minę, bo wszyscy się na mnie popatrzyli.
Wszystko wokół jakby zniknęło. 
Widziałam tylko jego.
Patrzył prosto na mnie. Uśmiechnął się zabójczo.
- Ja jestem Cody Simpson.
Słychać było piski dziewcząt.
- Siadaj. - powiedziała stanowczo pani. - Pamiętajcie, że w tej szkole nie tolerujemy spóźnień.
- Przepraszam, nie mogłem przecisnąć się przez tłumy ludzi.
- Dobrze, ale żeby to był pierwszy i ostatni raz.
Usiadł w środkowym rzędzie obok naszej ławce.
Przestałam przejmować się jego obecnością.
Nawet dalej nie zdawałam sobie sprawy z tego, że on chodzi do naszej szkoły, a co dopiero do klasy.
Słuchaliśmy co do nas mówiła pani.
Kiedy już skończyła mówić o sprawach organizacyjnych dała nam na chwilę spokój.
- Skoro Wasza klasa jest taka umuzyczniona to może ktoś z Was zaprezentuje swoje talenty ?
Cody normalnie skoczył z radości.
Wyciągnął telefon i napisał smsa.
Po chwili jakaś kobieta weszła do klasy i dała mu gitarę po czym wyszła.
Wszystkim wydawało się to być dziwne.
Cody wyszedł na środek i usiadł na krześle. Zagrał covera znanej piosenki "Heartless". Oczywiście to była jego aranżacja.  Dołączyłam się do refrenu. Fajnie to brzmiało. Uśmiechnął się do mnie. Megan zaczęła śpiewać z nami, a kiedy inni załapali słowa dołączyli do nas.
Pani była zachwycona.
Wszyscy zaśmiali się, bo Lucas dał wodzę fantazji i zaśpiewał po swojemu kawałek piosenki.
To było niezłe. 
Kiedy pani powiedziała, że zostało jeszcze pięć minut zaproponowałam, żebyśmy wszyscy poszli na pizze wieczorem. W lokalu obok kwiaciarni mojej mamy jest pizzeria. Tego dnia miał być wieczorek karaoke. Wszystkim pomysł bardzo się spodobał. 

Wyszłam z klasy i pobiegłam do sali na przeciwko.
Wparowałam tam jak jakiś dynamit.
- Witam wszystkich tutaj obecnych. Dziś o godzinie 18 zaplanowaliśmy świetną zabawę w pizzerii. Zapiszę Wam adres na tablicy. Będzie niezła zabawa. Przychodzą tylko klasy pierwsze.
Poszłam też do klasy matematycznej i oznajmiłam tę samą wiadomość.
Zeszliśmy na portiernię po kluczyki do naszych szafek.
Wszyscy poszli sprawdzić gdzie mają szafki.

***

Wychodziliśmy już ze szkoły.
Ktoś chwycił mnie za rękę.
To był Cody. Wszystkie dziewczyny popatrzyły się na mnie jak na jakiegoś mordercę.
- Nieźle śpiewasz. - powiedział
- Taa. Ty też. - odparłam. Megan zaśmiała się wniebogłosy.
- Nie wiedziałem. - zaśmiał się.
- A teraz mógłbyś mnie puścić ? Byłabym wdzięczna.
- Ahh. To ja wciąż trzymam Cię za rękę ? Wybacz mi. - puścił moją rękę.
- Gdzie Ty mieszkasz ?
-  Obecnie na Beverly Glen Boulevard.
- Obecnie ? Masz zamiar się przeprowadzić ?
- Przyjechałem tu tylko na rok.
- Rozumiem, obowiązki gwiazdy wzywają. Dobra. Idź już do swojej limuzyny.
- Jak chcesz mogę Was podwieźć .
- Nie, dzięki. Mamy własne nogi.
- Tylko zaproponowałem. Na razie.
- Pa. - rzuciłam od niechcenia.

- Żałosny. Myśli, że jest gwiazdą i jest fajny. - powiedziałam
- Racja. - poparła mnie Megan.
- Ale jest słodki. - dodała Caren.
- My idziemy w inną stronę. Do jutra Caren.
- Cześć.

- Sally!
- O Charles !
- Idziesz dziś na to spotkanie ? Znaczy... idziecie ?
- Tak. - Powiedziałam z uśmiechem.
- No to do zobaczenia. - pomachał mi i odszedł.

***

sobota, 5 lutego 2011

6 rozdział ♫

***
Obudziłam się wcześnie rano.
Wyszłam z łóżka. Grzebałam dość chwilę w szafie, bo nie mogłam znaleźć szarego sweterka, który chciałam dziś ubrać. Biała bluzka i czarna spódnica wisiały wyprasowane w szafie. W końcu znalazłam sweterek. Wzięłam wszystkie ciuchy i poszłam do łazienki. Umyłam włosy i zakręciłam je na papiloty. Gdy weszłam po schodach na górę zauważyłam, że drzwi od dawno nieużywanego pokoju są otwarte. Weszłam do środka.
Nie spodziewałam się, że w tak krótkim czasie można zrobić taki ładny pokój.
Co prawda nie był ładniejszy niż mój, czy mamy, ale był niezły.
Poszłam do mojego pokoju i pościeliłam łóżko. Przypomniałam sobie, jak mama mówiła, że za niedługo zrobimy remont pokojów. Fajnie byłoby zmienić wystrój domu.
Byłam trochę głodna.
Mama mnie zaskoczyła. Jakby czytała w moich myślach. W tym samym momencie weszła do mojego pokoju z miską płatków z mlekiem.
- Dziękuję mamo. - przytuliłam mamę.
- Nie ma za co skarbie. Megan zaraz będzie.
- Fajnie. - powiedziałam z entuzjazmem.
Mama poszła do pokoju Megan i oblekła pościel. Usłyszałam nadjeżdżający samochód. Zbiegłam na dół, żeby otworzyć drzwi. To Daniel i Megan. Pomogłam wnieść Meg walizki. Rozpakowałyśmy rzeczy na swoje miejsce.
- Dziś idziemy do szkoły.
- Wiem - odpowiedziała Megan.
- Nie cieszysz się ? Poznamy nowych ludzi. - powiedziałam z uśmiechem.
- Cieszę się. Tylko nie wiem czy nas nie rozdzielą.
- Przykro mi, ale to już niemożliwe. - powiedziałam z wielką powagą.
Megan zaśmiała się.
- Wiesz, dzwoniła do mnie Cassie.
- Tak ? Do mnie też.
- Powiedziała, że była zazdrosna i przeprosiła.
- To dobrze, że Cię przeprosiła. - powiedziałam. - Idź się przebrać Meg, bo za niedługo idziemy.
- Już lecę. - wzięła wieszak przykryty pokrowcem i poszła do łazienki.
Chwilę potem była już w swoim pokoju.
Wyglądała jak aniołek. Miała białą sukienkę, szary pasek w talii i szare ballerinki.
Miała wyprostowane włosy.
Ja za to siedziałam jeszcze w papilotach.
- O matko! Nie zdążę zdjąć papilotów. - krzyknęłam.
- Pomogę Ci.
Zdjęłyśmy z moich włosów papiloty. Moje włosy wyglądały cudownie.
Wróciłam do swojego pokoju i dokończyłam śniadanie, a Megan się w tym czasie do końca rozpakowywała.
Spakowałam do torebki telefon, notatnik i długopisy, przerzuciłam ją przez ramię i zeszłam na dół z miską, którą odłożyłam do zlewu.
- Meg ! - zawołałam. - Chodź , bo się spóźnimy!
Megan zeszła na dół. Ubrała sweter i wyszłyśmy z domu.
Kiedy Megan zobaczyła Jackoba zdziwiła się bardzo. Ja niezbyt, bo wiedziałam, że tu będzie. Jednak udawałam zdziwioną.
- Cześć Wam.
- Hej Jackob. - powiedziałam nieśmiało.
- Przepraszam za to... Cassie się na mnie rzuciła. Nie dała mi nic powiedzieć.
- Nie ma sprawy. - powiedziała Megan. - Możemy już iść ?
- Tak, już idziemy. - odetchnął Jackob.
Razem z Megan wyprzedzili mnie. Szłam tyłem sama.
- Hej! - znów znajomy głos. Charles.
- Cześć. - powiedziałam serdecznie.
- Jak tam nastawienie na szkołę ? Mnie się wydaje, że mało entuzjastyczne.
- Tylko Ci się wydaje. Fajnie, że poznam nowych ludzi.
- Megan to Twoja siostra ?
- Można tak powiedzieć. Zbyt długa historia. - urwałam temat.
- Może kiedyś mi opowiesz ?
- Może ...
Szliśmy razem. Czułam na sobie jego wzrok. W końcu doszliśmy do szkoły. Zebrał się wielki tłum przed jakimś samochodem. Z początku myślałam, że to dyrektor, ale myliłam się.

Okazało się, że do naszej szkoły ma zamiar uczęszczać pewna sławna osoba.
Popatrzyliśmy na siebie z Charlesem porozumiewająco i stanęliśmy z boku.
Przypatrywaliśmy się osobie, która wysiadała z samochodu.

***

5 rozdział ♫

***
Doszłyśmy do celu.
Stanęłam jak wryta. 
Cassie rozmawiała z Jackobem i się do niego przytulała. Megan musiała być bardzo wściekła, bo weszła na boisko i trzasnęła kratami. Usiadła na ławce, a ja nadal stałam przed boiskiem. Jackob od razu odsunął się od Cassie, a ona ucieszona odeszła.
Uważam, że to było jej celem. Zapewne zauważyła nas na basenie i chciała zrobić nazłość.
Nie wyobrażam sobie jak czuła się Megan. Widać było, że się w nim zakochała, a tu nagle jej koleżanka z klasy wszystko niszczy.
Weszłam w końcu na boisko.
Wzięłam piłkę Jacoba i w niego kopnęłam.
Wrzasnął:
- Aał!
- Jak tak kochasz Cassie to za nią leć ! - powiedziałam i uśmiechnęłam się do Megan.
- Co ? Ja za Cassie ? hahaha. Jesteś śmieszna Sally.
- Sally chodźmy stąd. - powiedziała Meg.
Bez słowa poszłam za nią.
Powędrowałyśmy aż do parku.
To były dosłownie ostatnie dni wakacji.
To był dla Megan zły dzień ...

Wróciłyśmy do domu.
Mama z Danielem już siedzieli na sofie w salonie.
- Chodźcie tu dziewczynki. - powiedział Daniel.
Posłusznie siadłyśmy na fotelach.
- Chcieliśmy się Was o coś spytać. - powiedziała miłym tonem mama.
- No ?  O co chodzi ? -powiedziała od niechcenia Megan
-  Gdyby była możliwość zamieszkania razem to wolałybyście mieszkać tutaj czy u Daniela ?
- Tutaj ! - krzyknęłyśmy równocześnie i zaśmiałyśmy się.
- Tak więc od jutra Ty droga Megan i Twój tata mieszkacie z nami.
- Hurraa! - Krzyknęłyśmy razem.
Megan wstała . 
- Tato. Jedziemy do domu się pakować!
- Poczekaj. Mamy coś dla was. - powiedział Daniel.
Ucieszone czekałyśmy co dostaniemy.
Daniel wręczył nam ozdobne duże pudełka. Otworzyłyśmy je. W środku były zestawy kosmetyków o różnych zapachach.
Odłożyłyśmy prezenty do łazienki.
Megan i Daniel pojechali do domu się spakować, a ja zostałam z mamą.
Kiedy weszłam do kuchni naczynia były już rozłożone na stole, a jedzenie przygotowane.
Siadłyśmy do stołu i rozmawiałyśmy.

***
Po kolacji weszłam do łazienki z pidżamą w ręku.
Wyciągnęłam mój prezent i napuściłam ciepłą wodę do wanny.
Wlałam olejek o zapachu brzoskwini.
Wykąpałam się, ubrałam w pidżamę i weszłam na górę po schodach.
Wzięłam do łóżka netbooka.
Popatrzyłam na kalendarz.
To był ostatni dzień wakacji.
Włączyłam messenegera i napisałam do Jackoba, żeby przyszedł jutro o 11 pod mój dom.
Odpisał, że przyjdzie.
Mieliśmy iść razem na rozpoczęcie roku szkolnego.
Megan ze mną też rozmawiała.
Nie powiedziałam jej nic o planach na jutro.
Wyłączyłam komputer i poszłam spać.

***

4 rozdział ♫

***
Nasze plany trochę się przesunęły.
To przez spotkanie Jackoba.
Był wyjątkowo miły.
Jackob chodzi do innej klasy. W podstawówce się przyjaźniliśmy. Było na prawdę miło. Kiedyś się w nim kochałam. Z resztą nadal kiedy rozmawiamy tak dziwnie się czuję.
Zdziwiło mnie to, że chciał z nami wyjść.
Nie odzywaliśmy się do siebie przez jakiś czas, nawet nie wiem dlaczego.


Została nam około godzina do spotkania. Megan wstała i krzyknęła nagle:
- Przecież my nie mamy żadnych szałowych strojów kąpielowych !
- Faktycznie ! Musimy się po raz kolejny wybrać do sklepu. 
Całe szczęście dwie ulice dalej był Stradivarius. Wybrałyśmy się tam.
Ja od razu wypatrzyłam sobie śliczny błękitny strój z abstrakcyjnymi motywami.
Megan za to wybrała tym razem strój koloru różowego z serduszkami.

Zadowolone z zakupów szybko wróciłyśmy do domu.
Spakowałyśmy torby, wzięłyśmy trochę jedzenia i picia.
Słońce świeciło dziś tak mocno, że było chyba ponad 30 stopni .
Byłyśmy już gotowe.
Siedziałyśmy na sofie i oglądałyśmy jakiś denny film.
Przyszłam na chwilę do kuchni.
Wzięłam pudełko ciastek z szafki i zobaczyłam za oknem Jackoba, który mi macha.
Odmachałam mu.
Oznajmiłam Megan, że on już przyszedł.
Wyszłyśmy z domu w ekspresowym tempie.
Basen był za parkiem. Był to basen bez zadaszenia, czynny tylko w wakacje.
Szliśmy powoli.

Dotarliśmy do celu. Było dużo ludzi.
Zapłaciliśmy za wstęp i zmierzyliśmy do miejsc pod drzewami.
Tam był cień. Na terenie basenu był plac zabaw, sklep, barek, golf, boiska.
Świetne miejsce do spędzania wolnego czasu.
Rozłożyliśmy się i od razu wskoczyliśmy do wody.
Była lodowata.
Jackob zaczął za nami płynąć, a my uciekałyśmy.
W pewnym momencie wszyscy zwróciliśmy wzrok na wejście.
To była Cassie.
Przyszła z Paulą i Laurą.
Nie zauważyły nas, więc i my udawaliśmy, że jej nie widzimy.
Było wielu znajomych ludzi.
Wyszliśmy na chwilę z wody.
Usiadłam na kocu i owinęłam się ręcznikiem. 
Megan z Jackobem gdzieś poszli, a ja siedziałam sama.
Mój wzrok powędrował na miejsca po drugiej stronie basenu.
Był tam chłopak, który nie chodził ze mną do klasy. Znałam go ze szkoły. Był w moim wieku. Przypatrywałam się mu. Był przystojny. Meg i Jackob wrócili. Żeby nie zauważyli mojego zainteresowania chłopakiem zwróciłam wzrok na nich.
- Dobrze się bawicie ?
- Pewnie. Czemu nie poszłaś z nami ? -spytał Jack.
- Nie wiem, tak jakoś.

Wstałam i siadłam sobie na brzegu basenu. Włożyłam nogi do wody. Była zimna, więc nie wchodziłam na razie. Jackob i Megan dobrze się bawili. Pływali za sobą i cieszyli się. W pewnym momencie ktoś mnie popchnął i wpadłam do wody. To był ten chłopak - Charles.
Uśmiechnęłam się tylko i powiedziałam :
- Właśnie miałam wchodzić do wody.
- Właśnie widziałem. - też uśmiechnął się tak ironicznie jak ja.
Odszedł, a mój wzrok podążał za nim.
W końcu dopłynęłam do Jackoba.
Schowałam się pod wodą i nagle wyskoczyłam.
Wystraszył się, a Megan roześmiała się.
Później pożyczyliśmy piłkę i graliśmy w wodzie.
Wyszłam z wody i powiedziałam, że zaraz wracam.
Zmierzyłam ku huśtawkom.
Nie było już na terenie basenu małych dzieci. Plac zabaw był pusty. Usiadłam sobie i zaczęłam się huśtać. Po chwili huśtawka obok mnie była już zajęta. Nawet nie zdążyłam zobaczyć kto to.
- Czemu siedzisz tu sama ? - to był znajomy głos, Charles
- A Ty ? Czemu przyszedłeś tu sam ?
- Miałem dość mojego towarzystwa. Chciałem trochę od nich odpocząć.
- Fajnie. - urwałam krótko.
- Hmm, więc odpowiesz ?
- Siedzę tu sama, bo chciałam im dać czas dla siebie. Poza tym nie chcę im przeszkadzać.
- Taa. Jackob wie co dobre. - powiedział dziwnym tonem.
Popatrzyłam na niego z miną jakby mi ktoś próbował wmówić, że jestem płynem do mycia naczyń.
-  Nie ważne. - powiedział Charles i zaczął się huśtać. - i nie masz zamiaru do nich wrócić ?
- Chyba nie. Dopiero za chwilę. - Popatrzyłam w niebo. słońce powoli zachodziło.
Było po 18.
- Ładny widok, nieprawdaż ? - powiedział zachwycony kolorem słońca.
- Racja.

Wstałam z huśtawki i poszłam w stronę Jackoba i Megan.
Charles krzyknął tylko :
- Miłego wieczoru.
- Wzajemnie, i dzięki. Cześć! - odpowiedziałam.

***

Spakowaliśmy już swoje rzeczy, ubraliśmy się i wyszliśmy z terenu basenu. Cały czas wypytywali się co ja tam robiłam. Powiedziałam im jak było i dali mi spokój.
Szliśmy szybciej niż przedtem.
Doszliśmy do domu. Jackob pożegnał się z nami.
Otworzyłam drzwi do domu.
Weszłyśmy i powiesiłyśmy mokre rzeczy na suszarce. 
Zjadłyśmy tosty z serem.
Była dziewiętnasta.
Zaproponowałam żebyśmy wyszły na dwór.
Megan zgodziła się.

Zmierzyłyśmy w stronę boisk. 

***

3 rozdział ♫

***
Dzień zapowiadał się świetnie.
Megan od razu po wyjściu rodziców zapowiedziała, że chce kupić sobie jakieś ciuchy, więc miałyśmy w planach zakupy. Zaproponowałam, żebyśmy wybrały się na basen. Zaplanowałyśmy, że po powrocie z basenu wybierzemy się gdzieś na pizze, a następnie wyjdziemy na dwór.
Najpierw wyciągnęłam z szafki pepsi i wlałam ją do specjalnego pojemnika w lodówce, do drugiego pojemnika wlałam zwykłą wodę. Zamknęłyśmy lodówkę i poczekałyśmy chwilę. Przyłożyłam pusty kubek do wahadła i do kubka wlała się pepsi z lodem. Później Megan wzięła swój kubek i za mocno przycisnęła go do wahadła. Pepsi zaczęła wylewać się na nas i na podłogę. Meg szybkim ruchem wzięła kubek. Zaczęłyśmy się śmiać. Byłyśmy całe w słodkim napoju. Zaproponowałam żeby jedna z nas posprzątała a druga pójdzie się umyć. Megan zadeklarowała się do sprzątania. Ja pobiegłam do łazienki i w pośpiechu wzięłam prysznic. Owinęłam się szlafrokiem i poszłam do pokoju po nowe ciuchy dla mnie i Meg. Ubrałam się w łazience i wyszłam.
- Zostawiłam dla ciebie ubrania w łazience. - powiedziałam jej i uśmiechnęłam się.
- Dzięki.
Megan pobiegła do łazienki, a ja wzięłam się za dalsze sprzątanie bałaganu w kuchni. 
Umyłam dokładnie podłogę. Zakończyłam sprzątanie.
Wzięłam kubek i nalałam napoju dla Megan.
Wyszła z łazienki i opadła na sofie w salonie.
- Niezła akcja co ? - powiedziałam ze śmiechem.
- No. Byłyśmy słodkie od tej pepsi.
Zaśmiałyśmy się obie.
Poszłam do łazienki i wyjęłam z szafki dwie suszarki. Jedną dałam Megan, a drugą podłączyłam i zaczęłam suszyć włosy. W mojej głowie pojawiła się znajoma melodia, lecz nie wiedziałam co to za piosenka. Przypomniało mi się. To piosenka Biebera. Zaśmiałam się po cichu i zaczęłam śpiewać do suszarki. Meg popatrzyła się na mnie jak na umysłowo chore dziecko po czym dołączyła do mnie i obie zaczęłyśmy śpiewać jego znaną piosenkę " Baby ". Śmiałyśmy się. Wyłączyłam suszarkę.
Usłyszałam jakiś śmiech na podwórku. Uczesałam dokładnie, już suche, włosy i podeszłam do okna.
Jackob stał i śmiał się. Otworzyłam okno.
- Masz jakiś problem ?
- Niezły duet. Tylko czemu wybrałyście taką piosenkę ?
- Nudzi nam się trochę.
- To wyjdźcie na dwór. - Jackob kopał efektownie piłkę i raz za czas przyglądał mi się.
- Hmm. może wyjdziemy.
- Jest u Ciebie Cassie, tak ?
- Nie. Jest u mnie Megan. - uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że Jackob nie wie o Meg.
- Ee ? Megan ? - zapytał zdziwiony.
- Owszem. Córka partnera mojej mamy.
- Uhm. Fajnie. Może mnie z nią poznasz ?
- Czemu nie. Jeśli tylko będzie chciała. - zastanowiłam się chwilę. - Meegan ! - zawołałam.
- Co jest ? - stanęła i wyjrzała przez okno. - kto to ?
- To jest Jackob, a to Megan. - przedstawiłam ich sobie.
- Jack patrzył się w Megan jak w obrazek.
- Ekheem. - wrzasnęłam.
- Hej, Megan. To co? Pójdziemy gdzieś w trójkę ? - w tym momencie Jackob spojrzał na mnie i puścił mi oczko.
- Chętnie. Ale my wybieramy miejsce. - powiedziała z triumfem w głosie Megan.
- Ok. - uśmiechnął się Jack. - no to chodźcie.

Ubrałam tym razem białe adidasy z nike i pożyczyłam podobne Megan.
Wyszłyśmy z domu. Zamknęłam drzwi na klucz.
Megan zaproponowała zakupy. Ja oczywiście od razu zgodziłam się. Jackob z dziwną miną patrzył na nas, ale również się zgodził. Zadzwoniła Cassie. Powiedziałam jej, że nie mogę teraz rozmawiać. Chodziliśmy po sklepach. Weszliśmy do H&M. Jackob siadł sobie na jednej z fioletowych puf postawionych przed przymierzalniami, a my nabrałyśmy stos ubrań i przebierałyśmy się. Pierwszym moim zestawem były ; jeansowa spódniczka, turkusowa bokserka i jeansowa kamizelka. Jackob trzymał w rękach jakiś turkusowy kapelusz. Wyszłam z przymierzalni jak modelka i stanęłam przed nim. Obróciłam się.
- I jak ?
- Hmm. Czegoś mi brakuje. - Jackob obrócił kapelusz na ręce, wstał i włożył na moją głowę. - Teraz wyglądasz świetnie.
Zaśmialiśmy się. W tym momencie z przymierzalni wyszła Megan, która wybrała kremową sukienkę w delikatne kwiaty, brązową chustę i brązowe okulary. Wyglądała ślicznie.
- Do tej pani chyba nie masz żadnych zastrzeżeń . - powiedziałam poważnym głosem.
- Chyba nie. - odpowiedział Jackob i znów się zaśmialiśmy.
Zmieniłyśmy kreacje. Kiedy wyglądnęłam z przymierzalni Jackoba nie było. Wyszłam i patrzyłam gdzie jest. Megan też wyszła.
- Co się stało ? Sally ?
- Jackob zniknął.
- Jak to ?
Byłyśmy obrócone tyłem do przymierzalni. Nagle ktoś krzyknął głośno " buu ", a my przerażone pisnęłyśmy.
To był oczywiście Jackob. Wyszedł z przebieralni. Miał na sobie czarne spodenki, fioletową koszulkę i świetne okulary.
Uśmiechnęłyśmy się z Meg do siebie.
Zakupy w H&M-ie zakończyły się sukcesem. Jackob kupił fioletową koszulkę, Megan świetną bokserkę i spódniczkę w kwiatki, a ja spódniczkę w kolorze pastelowego różu i również śliczną bokserkę.
To ja i Jackob namówiliśmy Megan do kupna tych rzeczy.
Ona sama mówiła, że jest zbyt gruba, ale wybiliśmy jej to z głowy.
Wracając zatrzymaliśmy się w pizzerii. Kupiliśmy pizze nowojorską i opowiadaliśmy sobie różne historie.
Z Megan było zupełnie inaczej niż z Cassie. Było lepiej. Nawet Jackob to zauważył.
Umówiliśmy się na piętnastą pod moim domem. Postanowiliśmy iść razem na basen. Miałyśmy dwie godziny dla siebie, więc odniosłyśmy zakupy i wyszłyśmy na plac zabaw.
Usiadłam standardowo na huśtawce. Megan też usiadła obok mnie i huśtałyśmy się.
Meg puściła muzykę na telefonie i zaczęłyśmy śpiewać.
Zadzwoniłam do Cassie, żeby przyszła na plac zabaw. Oznajmiłam jej, że mam półtorej godziny, więc możemy się spotkać. Znały się z Megan, bo chodzimy razem do klasy.
Chwilę później Cassie była już na miejscu.
Usiadła na trzeciej huśtawce i zaczęła śpiewać razem z nami. Śmiałyśmy się razem. W pewnym momencie popatrzyłam na apartamentowiec po lewej stronie. Na szóstym piętrze, na balkonie siedział Marcus. Oczywiście zafascynowany Cassie wpatrywał się w nią. Słuchał jak śpiewamy. Wkurzyło nas to, że się patrzy więc rzuciłyśmy mu ostre spojrzenia. Wszedł do domu. Chwilę później był już na dole. Kiedy zaczął z nami rozmawiać nie mógł już przestać. 

Minęło już dużo czasu. Powiedziałam Cassie, że musimy z Megan wracać. Pożegnałyśmy się z nią i Marcusem. Powróciłyśmy do domu w pełni podekscytowane przygotowaniami do wyjścia na basen.

***

2 rozdział ♫

***
Otworzyłam drzwi.
Zdejmując buty usłyszałam krzyki.
Dobiegały one z salonu. Natychmiast ruszyłam w tamtą stronę. Ojciec przyszedł i kłócił się z mamą o alimenty. Mówił, że nie ma pieniędzy na to, żeby nas opłacać. Rozwiedli się z mamą dwa lata temu. Tak na prawdę, to on ma pieniądze, ale woli je wydawać na swoją nową żonę i ich dziecko. Tamara jest okropną kobietą. Kiedy byłam w wakacje u taty na tydzień chciała mnie wysłać wcześniej do domu, bo uważała, że nie mam dobrych manier. Ona wymaga ode mnie nie wiadomo czego. Postanowiłam odciąć się od kontaktów z tatą.
Weszłam do pokoju i wrzasnęłam tylko:
- Przestańcie !
Chcieli ze mną pogadać, ale w tym czasie zdążyłam już wybiec na górę do mojego pokoju.
Włączyłam mojego netbooka i uruchomiłam mojego messenegera. Poczatowałam chwilę z Cassie. Ona była jakaś dziwna. Cały czas kłóciła się ze mną o drobnostki. Miałam jej serdecznie dość. Popatrzyłam na listę kontaktów.
Włączyłam okno rozmowy z Jackobem. Pewna, że go nie ma i że nie odpisze zamknęłam okienko i zaczęłam wyszukiwać na youtube piosenek. Ku mojemu zdziwieniu odpisał.
Spytałam go co sądzi o Cassie. Odparł, że jest trochę dziwna. Po długiej rozmowie stwierdziliśmy, że coś musi być na rzeczy, bo nie bez powodu ona tak się zachowuje. Umówiliśmy się na jutro.
Wyłączyłam netbooka.
Zeszłam jeszcze na chwilę na dół do kuchni i wyjęłam z lodówki butelkę wody o smaku brzoskwini. Niemalże wbiegłam do pokoju, żeby mama mnie nie zatrzymała. Wzięłam pidżamę i zmierzyłam do łazienki, aby wziąć krótki prysznic. Po tej czynności weszłam do pokoju, zgasiłam małą lampkę i wsunęłam się pod kołdrę.
Zamknęłam oczy.

***

Obudził mnie dźwięk klaksonu samochodu.
To Daniel. Mama poznała go w pracy. Ma swoją własną kwiaciarnię. Kupował bukiet kwiatów z okazji imienin mamy i, szlag by to trafił, spodobali się sobie. On jest okropny. Myśli, że mając pieniądze może mieć wszystko i wszystkich... Żal mi takich ludzi. Miał córkę z poprzedniego małżeństwa. Sąd przyznał jemu prawa do opieki, gdyż matka okazała się być alkoholiczką. Megan miała 12 lat, lecz poszła do szkoły rok wcześniej, czyli chodziła ze mną do klasy. Pech chciał, że nasi rodzice spotykali się na wywiadówkach i ... nawet po nich. Z ich zachowań można wywnioskować, że .... kochają się.
Nie wierzę... To chore. Oni wcale do siebie nie pasują. To dwie inne dusze.

Aczkolwiek, Daniel trąbił jak oszalały. Słychać było jak mama otwiera okno w kuchni i wrzeszczy :
- Już idę. Daj mi minutkę.
Oczywiste było, że minutka mamy to dwadzieścia minut więc zwlekłam się z łóżka, pośpiesznie przeczesałam włosy szczotką leżącą na szafce i otworzyłam okno. 
Daniel stał już przed samochodem i nerwowo patrzył na zegarek.
- Wejdź - krzyknęłam głośno z wymuszonym uśmiechem.
- Ale ze mną jest Megan, Słonko. 
Nienawidziłam jak mówił do mnie słonko, ale znowu uśmiechnęłam się głupio i poprawiłam się mówiąc ;
- W takim razie wejdźcie.
Zanim zwlekli się z samochodu zdążyłam pośpiesznie się ubrać. Zbiegłam na dół po schodach do kuchni. Promienie słońca wbijającę się przez szybę były nie do zniesienia. W kuchni było bardzo ciepło. Wyjęłam trzy kubki z górnej szafki i wyciągnęłam z lodówki wodę. Nalałam ją do kubków.
W tym momencie weszli do domu.
Zaprosiłam ich do salonu i zaniosłam kubki. Megan była raczej normalna. Zupełnie inna od ułożonego ojca. Tylko przy nim zachowywała się bardzo elegancko i przykładnie. Z resztą - tak jak i ja.
Uśmiechałyśmy się tylko do siebie.
Megan była ładna. Ojciec zawsze kazał ubierać jej sukienki, ale ona i tak spotykając się ze mną w domu przynosiła kieszonkowe i szłyśmy na zakupy.
Raczej trzymałyśmy się razem. Nie kłóciłyśmy się.

Dziś wyglądała komicznie. Miała różową sukieneczkę w kwiatki i różowe sandałki. Trochę to nawet do niej pasowało. Jej długie, kręcone blond włosy opadały delikatnie. Pełne brązowe oczy były przepełnione odbiciem słonecznego blasku.

Po jej minie widać było, że jej ten strój również nie przypadł do gustu.
Ja byłam ubrana normalnie. Miałam na sobie jeansowe szorty i białą tunikę z ślicznymi wykończeniami.
Meg była oczarowana moim stylem. Zawsze lubiła ubierać się podobnie do mnie, lecz nie zawsze miała taką możliwość.

Siedzieliśmy i rozmawialiśmy.
Mama wyszła z łazienki.
Wyglądała inaczej niż zwykle.
Miała upięte włosy. Tylko pojedyncze pasma wypadały z przodu, co wyglądało bardzo ładnie.
Miała na sobie śliczną kremową sukienkę, której nigdy wcześniej nie widziałam. Podeszła do Daniela i chwyciła go za rękę.
- Dziewczynki, zostajecie dziś same w domu. My z Danielem wychodzimy. Prawdopodobnie będziemy wieczorem. Podejrzewam, że nie będzie potrzebna Wam jakaś niania. - zaśmiałyśmy się równocześnie.
- Nie, damy sobie radę, Martho. - powiedziała z uśmiechem Megan.
- Miłego dnia dziewczynki. Zachowujcie się jak należy. - odparł Daniel i wyszli z mamą z domu.

***

piątek, 4 lutego 2011

1 rozdział. ♫

***
Trzymając telefon w ręce i wypatrując przez szybę w moim pokoju kogoś znajomego traciłam cenny czas, który mogłabym wykorzystać na coś bardziej inteligentnego, lecz cały czas miałam przeczucie, że mój wzrok zatrzyma się na sylwetce pewnej osoby.
Starałam się przestać, ale to mnie przezwyciężyło. Jak to niektórzy mówią, mam jakieś moce, bo wszystko to, co powiem często się zdarza. W przekonaniu, że to prawda, mój wzrok nadal wędrował w różne strony. Musiało to śmiesznie wyglądać, bo moje źrenice nagle się powiększały, po czym zmniejszały swój rozmiar do ledwo widocznej czarnej kropki. Zmiana świateł, barw, kolorów.
Cel został osiągnięty.
Bingo !
Właśnie moje oczy postanowiły odpocząć od gonitwy za różnymi zjawiskami.
Stanęłam w bezruchu i z ironicznym uśmieszkiem na twarzy powiedziałam sobie po cichu:
- Jackob.
W tym samym momencie on popatrzył prosto na mnie. Do czasu kiedy zdążyłam się skapnąć, że on się na mnie patrzy dalej stałam z uśmieszkiem. Zrobił dziwną minę. Nieźle wykrzywił głowę stojąc na dole i patrząc na, co prawda niskie, pierwsze piętro mojego domku. Zaśmiałam się. Otwarłam okno i spytałam:
- Co Ty tutaj robisz ?
- Przechodziłem obok i pomyślałem, że może chciałabyś gdzieś wyskoczyć. - uśmiechnął się głupio.
- Wiesz, jest mały problem. Umówiłam się z Cassie.
- Uhm. A kiedy ona ma przyjść?
- Sądzę, że będzie tutaj za jakieś pięć minut. - przekrzywiłam lekko głowę, aby zobaczyć zegarek wiszący na ścianie w moim pokoju. Jakieś dziesięć sekund później popatrzyłam na niego. - więc co masz zamiar robić przez ten długi okres czasu ? - zaśmiałam się po cichu.
- Chyba nie pozostało mi nic innego jak patrzeć na Ciebie. - znów głupio się uśmiechnął po czym podniósł rękę i poprawił swoje włosy.
Nawet nie minęło pięć minut, a Cassie dobiegła pod mój dom. Kiedy zobaczyła Jackoba stanęła jak wryta.
- Co on tu robi ?
- Stoję i czekam na Ciebie razem z Saly. Nie widać ? A tak w ogóle to cześć.
Kiedy zobaczyłam minę mojej przyjaciółki zrobiło mi się głupio. Przez chwilę wydawało mi się, że ona go chyba niezbyt lubi.
Zbiegłam po schodach na dół, ubrałam szybko moje czarne adidasy Nike, rzuciłam mamie tylko "wychodzę" i wyszłam z domu.
Kiedy już stanęłam przed drzwiami nadal stali jakieś dziesięć metrów od siebie.
- No to może ruszymy się stąd ? Hmm ? - powiedziałam szybko.
- Chętnie. - prychnęła Cassie i poszła za mną.
- Ja chyba jednak nie dotrzymam Wam towarzystwa ii... 
- Nawet nie próbuj odstępować nas na krok - przerwałam mu i zaśmialiśmy się.
Poszliśmy do sklepu.
Jackob kupił Ice Tea. Ja natomiast wybrałam Pepsi, Cassie też.
Przeszliśmy się na pobliskie boiska.
Oczywiście Jackob miał ze sobą piłkę.
Uwielbia grać w nożną. To chyba jego hobby. Przynajmniej tak myślę.
Zaczęliśmy grać.
Było dosyć zabawnie.
Nawet Cassie się spodobało. Często się uśmiechała. Już nie robiła żadnych żałosnych akcji.
Kiedy słońce powoli zaczęło zachodzić postanowiliśmy pójść na pobliski plac zabaw.
Wzięliśmy piłki i zmierzyliśmy w stronę naszego celu.
Zapanowała cisza. Słychać było tylko jak Cassie idąc wybija sobie jakiś rytm. Tak się zagapiła, że szła coraz szybciej. Ja i Jackob popatrzyliśmy na siebie i wybuchnęliśmy równocześnie śmiechem, lecz ona odwróciła się gwałtownie z miną zabójcy. Jeszcze głośniej się zaśmialiśmy, a ona widząc nas również zaczęła się śmiać.
W końcu doszliśmy tam, gdzie chcieliśmy.
Usiadłam na huśtawce. Cassie zajęła miejsce obok mnie i zaczęłyśmy się huśtać.
W pewnym momencie popatrzyłam na Jacko. Miał dziwny uśmiech , co zwiastowało, że ma jakiś "genialny plan".
Wziął piłkę do rąk i zaczął nią obracać. Chwilę później efektownie ją upuścił i zaczął robić "kapki".
Pokazywał różne triki, a my śmiałyśmy się, bo miny jakie robił były na prawdę komiczne.
Skończył swój pokaz. Ale byłam pewna, że ma jeszcze coś w zanadrzu.
Zaczął rzucać w nas piłką.
Śmiałyśmy się.
Rozmawialiśmy trochę.
Miło spędzony dzień zakończył się.
Każde z nas wróciło do domu.

***

cdn.


Prolog.

Na imię mi Sally, mam 13 lat. Nie jestem jakąś typową dziewczynką, która jest rozpieszczona przez rodziców i ma wszystko czego chce. Wręcz przeciwnie. Nie jest mi łatwo. Mieszkam z mamą w małym domku na Sunset Boulevard. Właśnie kończą się wakacje, co nie cieszy mnie wcale. Będę musiała zacząć nowy etap w życiu. Nowa szkoła, wielu nowych ludzi ... Lecz starzy znajomi również będą ze mną...
Moje falowane włosy w odcieniu ciemnego blondu często zakrywają moje niebiesko-szare oczy, co bardzo wkurza moją mamę. W efekcie cały czas próbuje wytłumaczyć mi, że to szkodzi na wzrok...
Do naszej szkoły chodziło wiele znanych osób i gwiazd.
Ciekawe kto jeszcze pojawi się w gimnazjum.