***
Wskazówki zegarka przesuwały się jak szalone.
Nie wiedziałam kompletnie co mam ze sobą zrobić.
Nie mogłam się doczekać, aż spotkanie się rozpocznie.
Megan oczywiście biegała do szafy i wyrzucała z niej wszystkie ciuchy by wyglądać dobrze.
Ja się o to nie martwiłam, nie interesowało mnie zdanie innych.
Włączyłam komputer.
Uruchomiłam iTunes i włączyłam swoją ulubioną listę.
Zaczęłam śpiewać. Beztrosko biegałam po pokoju z dezodorantem, który miał służyć jako mikrofon i skakałam po łóżku jak szalona.
W pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęłam.
Weszła Megan z miną jakby zauważyła, co najmniej, dinozaura.
- Przygrzało Ci ? - powiedziała
- O co Ci chodzi ?
- Ty masz taki głos i nie chcesz z tym nic zrobić ?
- Taki głos tzn ? Wiem, mam totalną chrypkę. Masz rację trzeba na to coś poradzić. - zeskoczyłam z łóżka i wyciągnęłam z szafki tabletki na chrypkę i ból gardła.
- Nie o to chodzi. Masz świetny głos!
- Nie prawda, fałszuję okropnie.
- Nie kłóć się, bo Ci przywalę.
Zaśmiałyśmy się. Meg została w pokoju. Na youtube znalazłyśmy kilkanaście piosenek, które idealnie pasowały do naszych głosów. Znalazłyśmy wersje instrumentalne i zaczęłyśmy swój "koncert".
Minęło trochę czasu. Była godzina 16:43. Spojrzałam przez okno, Meg dalej śpiewała.
- O fuck ! - krzyknęłam głośno.
- Co jest ? - Megan przerwała śpiewanie.
- Spójrz ... - wskazałam jej okno.
- Aaaaaaaa! To Jackob i Charles!
- Co oni tu robią ?
- Nie mam zielonego pojęcia, Sally. Ale uważam, że szybko powinnyśmy zakończyć nasze popisy.
Ogólnie, sama uważałam, że Megan ma dużo lepszy głos ode mnie, ale ona upierała się przy opcji, iż to nie jest prawdą. Zawsze była dla mnie miła, więc wzięłam to jako udawane słowa. Muszę przyznać, że Charles straaasznie mi się podobał. Jackob kiedyś też, ale od kiedy ujrzałam Charlesa nie mogłam oderwać od niego wzroku. Był przystojny, zabawny i miły. Nie wiem jaki był jego stosunek do mnie. Jackoba za to brałam jako przyjaciela. Był miły, okazywał zrozumienie. Wyglądem też niczego sobie, ale wiedziałam, że Megan jest w nim zakochana, więc odpuściłam. Był jeszcze Cody... Ale to gwiazda, ledwo go znam. Charlesa niby też znam krótko, ale wiem, że z nim mogę o wszystkim porozmawiać. Dobra koniec tych myśli.
Otrząsnęłam się.
Wyciągnęłam z szafki ciemnoniebieskie jeansy, białą koszulkę i lazurową bluzę Adidas Firebird. Przebrałam się i czekałam na Megan. Zeszłyśmy na dół. Było pięć minut po siedemnastej.
Jackob i Charles wciąż stali w pobliżu domu, na ławeczce. Była tam taka alejka, z dwoma huśtawkami zbudowanymi przez mojego tatę i postawionymi ławkami, widoczna z okna mojego pokoju.
Wybiegłam z domu. Meg poszła powiedzieć, że już wychodzimy. Mama dała znać, że będzie w pizzerii o równej osiemnastej.
Od razu zmierzyłam na jedną z huśtawek. Chłopcy mnie nie zauważyli.
Wystraszyłam ich.
Zaczęłam się huśtać i nie patrzyłam za siebie. Ktoś zaczął mnie huśtać strasznie wysoko. Z przerażenia piszczałam. Odwróciłam się. To był Charles.
- Nie ujdzie Ci to płazem - krzyknęłam, z udawanym poważnym tonem, po czym się zaśmiałam.
- Hmm, a co Ty mi zrobisz ?
- Zobaczysz.
- Już nie mogę się doczekać. - zaśmiał się i przestał mnie huśtać.
Wybiegła Megan. Charles usiadł na huśtawce obok mnie. Meg zaś zajęła miejsce na ławce obok Jackoba.
Razem z Charlesem robiliśmy śmieszne miny i śmialiśmy się z siebie. W pewnym momencie popatrzyłam w stronę Meg i Jacka. Przytuleni do siebie patrzyli się w niebo. Nie wiem dlaczego ale po głowie zaczęły mi chodzić myśli, czy marzenia, że Charles i ja jesteśmy na ich miejscu. Zwróciłam wzrok na niego. Uśmiechnął się. Popatrzyłam na mojego Jelly Watch-a i powiedziałam, że jest już 17:30 i powinniśmy się zbierać.
Szliśmy dosyć szybko.
Byliśmy już pod pizzerią o 17:47. Czekaliśmy na więcej osób. Weszliśmy do środka.
O równej 18 byli już prawie wszyscy. Oczywiście zabrakło jednej osoby, co mnie nie zdziwiło. Cody.
Zauważyłam nietypowe kurtyny, których wcześniej tu nie było.
W pewnym momencie zgasły światła. Tylko jeden pojedynczy snop wpadł w stronę kurtyn. Odsłoniły się i wybuchnął brokat. Wszystkim się to strasznie spodobało. Wybuchnęło jasne światło na scenie i Cody z gitarą i swoim bandem wyszedł na środek. Zaczął śpiewać piosenkę Biebera. Myślałam, że się porzygam jak zapowiedział tytuł, ale, o dziwo, jego cover to była czysta fantazja. Zupełnie inaczej niż Bieber. Choć według mnie i tak Cody był jeszcze bardziej żałosny. Zakończył popis. Wszyscy bili mu brawo.
Następna na scenę wyszła Cassie, która nie popisała się swoimi talentami wokalnymi. Wszyscy po jej występie popatrzyli błagalnie na mnie. Jackob i Charles niemal wepchnęli mnie na scenę. Podeszłam najpierw do "bandu" Codyego i wyszeptałam im co mają zagrać.
Pierwsze takty były zainspirowane klimatem r'n'b.
Zaczęłam powoli podchodzić do statywu z mikrofonem.
- Proszę wszystkich, aby bawili się razem ze mną, bo chyba umrę ze stresu, śpiewajcie razem ze mną.
Znany początek.
Wszyscy wstali, jak na koncercie i podeszli pod scenę.
" A year without rain ". Przez te trzy minuty i pięćdziesiąt cztery sekundy poczułam się jak gwiazda.
Gdy zakończyłam mój popis wszyscy nagrodzili mnie brawami. Kiedy zeszłam ze sceny Charles powiedział, że zaśpiewałam lepiej niż Selena Gomez, czyli moja idolka.
Później już wszyscy śpiewali. Było cudownie.
Impreza trwała...
***